Tak wiele sprowadza się do zaufania. Trzymamy pieniądze w banku, bo ufamy, że nam wypłacą kiedy chcemy. Usypiamy ufając, że rano się obudzimy. Wsiadamy do auta w podróż w Bieszczady wierząc, że dojedziemy cali i zdrowi. Zaczynamy własny biznes ufając, że się uda. Bez zaufania nie wystawilibyśmy nosa spod kołdry.
Co więcej: zaufanie do siebie, do życia, do siły wyższej pozwala odpuszczać żelazny uścisk kontroli. Jednocześnie nie oznacza ono przerzucania odpowiedzialności za swoje życie na innych czy na siłę wyższą. Ufam i jednocześnie wciąż robię swoje. Zaufanie nie przeszkadza mi włączać świateł w aucie kiedy jadę w nocy.
Mieć zaufanie to nie naiwność, to nie jest pozwalanie przestawiania się z kąta w kąt, oszukiwania czy wyzyskiwania. Och, ufam życiu, więc przymykam oko na to, że mnie oszukujesz.
Nie.
Z zaangażowaniem realizujemy swoje potrzeby, stanowczo dbamy o własne granice, a zaufaniu pozwalając pracować tam gdzie nie sięga zaangażowanie. Zostawiając mu miejsce na wypełnienie sensem luki w ogarnianiu całokształtu tego co nam się przydarza. Prawdziwe zaufanie to może być trudny kawałek.
Jednak warto zaufać, że warto.