Często boimy się odpuścić, boimy się utraty kontroli, która wydaje się być sprawczością.
Dodatkowo gdy w różnych obszarach życia wydaje się, że coś nam zagraża (lub rzeczywiście tak jest) swoiste napięcie mobilizacji, taki adrenalinowy vibe, potrafi pchać sprawy do przodu (lub hamować te co naszym zdaniem warto hamować).
Widzimy wtedy rezultaty i linkujemy napięcie czy kontrolę z rezultatami.
Ale to pozór.
Źródłem rezultatu jest nasze zaangażowanie, konkretne decyzje i działania.
A te same decyzje i działania możemy podejmować
- bez napięcia i kontroli,
- na spokojnie,
- na miękko.
W każdym razie na spokojniej.
Jeśli w biznesie, relacji czy zdrowiu są jakieś turbulencje, a wiadomo że bywają bo takie jest właśnie życie, to jak byśmy mieli bezwolnie i z rezygnacją się temu przyglądać to „z dwojga złego” już pewnie lepiej być w zmobilizowanym napięciu.
Natomiast warto pamiętać, że odpuszczenie to przecież też decyzje, też działanie. Tylko, że bez wypalania się i zacisku wewnątrz. Pamiętam jak wiele lat temu chodziłem na siłownię. Pierwsze półtora roku ćwiczyłem 5 razy w tygodniu. Miałem specjalny zegarek do odmierzania przerw między seriami. Liczyłem kalorie.
Wyczekiwałem rezultatów co miesiąc sprawdzając sobie obwód bicepsów
Po półtora roku ćwiczyłem już dla samego ćwiczenia. Polubiłem to po prostu. Zredukowałem ilość treningów do trzech w tygodniu. Przestałem liczyć kalorie. Oddałem zegarek.
I wiecie co?
Nie dość że mi się zrobiło luźniej na bani to jeszcze miałem rekordowy obwód w bicepsie (mięśnie rosną podczas odpoczynku, nie podczas treningu tak btw) Kontrola nie jest źródłem rezultatu. Wystarczy zaangażowanie. I żeby nie było: ja sam ciągle się tego uczę na nowo.
A u Was jak w temacie?