Zróbmy prostą kalkulację: Załóżmy, że półtorej godziny dziennie z naszego odruchowego skrolowania telefonu jest już nam zupełnie po nic, że to już forma otępienia, dopaminowej pętli.
(zakładamy 1,5 godziny, bo część z tego co oglądamy przez kilkanaście minut jest ok, jakoś rzeczywiście nas ciekawi – no i zakładamy tylko półtorej, bo u części z nas jest to więcej)
Przez 10 lat korzystania (a pewnie część z nas dłużej) to daje nam 10×365 = 3650 dni x 1,5 godziny = 5475 godzin.
To łącznie ponad 228 dni longiem, z nocami włącznie, przesiedzianymi przed ekranem odruchowo, bez sensu. I tu nie chodzi o „bezproduktywność”. Chodzi o to, że w tym czasie mogliśmy…
- pójść na spacer,
- spędzić czas z rodziną,
- pomedytować,
- potańczyć,
- czy nawet ponudzić się chwilami, co dobrze robi na mózg.
Chodzi oto, że zabraliśmy sobie ten czas z naszego życia, który nigdy już nie wróci. Ale na kasę też to możemy przeliczyć, w sumie czemu nie?
228 dni longiem to jest 684 ośmiogodzinnych dni pracy, w których moglibyśmy zarobić konkretne pieniądze na swoje potrzeby. Przyjmijmy zarobek na poziomie 40 pln na godzinę to mamy następującą kalkulację:
684×8 godzin = 5472 x40 pln = 218 880 pln.
Tyle warte jest nasze siedzenie przed telefonem i mówimy tutaj nie w ogóle przed tylko PONAD to 30-45 minut dziennie, których w sumie czemu by sobie nie powiedzieć?
Jak Wam się to czyta? Jakie są Wasze szczere statystyki? Liczby to fakty. Fakty są bardzo medytacyjne, bo po prostu są – tak jak zjawiska w umyśle czy w ciele, które obserwujemy w trakcie medytacji.
Akceptacja dla faktów rozbraja fantazjowanie i uwarunkowania umysłu, rozbraja iluzje, którymi się karmimy. Bo inaczej za iluzje płaci się rzeczywistością.