„Kiedy zdobędę rzecz x/zrobię aktywność y/ osiągnę w końcu swoje marzenie – wtedy będę szczęśliw_”. Znasz to? Często zapominamy o mocy codzienności, zwykłego życia – nie doceniając tego, co nam oferują.
Zwykły dzień, czwartek po południu, dajmy na to. Przeglądam zdjęcia sprzed paru lat. Lubię to.
Przypomina, ile spotkało mnie wartościowych rzeczy. Uchwycone smartfonowym aparatem chwile z pozornie podobnej do siebie codzienności, na którą, przy pewnej dozie zdołowania, można patrzeć jak na kopiuj-wklej.
Klikam w ekran, przesuwając kolejne momenty, które nigdy się nie powtórzą, a których w większości w ogóle nie pamiętam, i nagle zaskakuje mnie refleksja (dojrzewająca od dłuższego czasu).
W zafiksowaniu na załatwianiu bieżączki i „spraw ważkich” oraz na bliżej niesprecyzowanej obietnicy oświecenia, które nadejdzie, ponownej wizyty w raju, przeleciała mi przez palce codzienność. Ta sama codzienność, z której składa się znakomita większość życia.
Bogata w to, co nadaje życiu tyle smaku:
- autentyczna zabawa z dziećmi,
- muzyka świerszczy w sierpniową noc,
- spacer z psem,
- poranne trele ptaków,
- smak lodów w letnie popołudnie,
- oglądanie z partnerką Netflixa,
- dobry seks pod kocem,
- wybuchy śmiechu na spotkaniach z przyjaciółmi.
Ale i kłótnie w relacji, zmęczone wybory, brak cierpliwości, zderzenia z finansami…
Słowem, to wszystko, co składa się na prawdziwość zwykłego życia i codzienności.
Patrzę na te zdjęcia, przypominając sobie sfotografowane momenty, i owszem:
cieszyłem się tymi chwilami wtedy, jednak dopiero teraz, czując, jak bardzo przeżyłbym je jeszcze raz i wiedząc, że już nigdy, ale to nigdy się nie powtórzą, zdaję sobie sprawę, jak nieuważnie je przeżyłem, jak ich nie doceniłem, jak mój umysł miał poczucie, że gdzieś tam jest coś więcej, coś do załatwienia, coś do naprawienia, do przegadania, do uświadomienia, że czegoś brak…
Pozornie szlachetne pobudki, jakimi są ogarnięcie własnych zobowiązań czy chęć duchowego rozkwitu, stały się przekonującymi wymówkami, żeby uciec od codziennych, zwykłych wspaniałości, jakie serwowało mi życie. Żeby wyślizgnąć się z obecności w codzienności. Dały asumpt do ucieczki od doświadczania chwili obecnej.