Porozmawiajmy o seksie.
Ale nie o otwieraniu czakry podstawy czy pozycjach pozwalających na „dźgnięcie bawoła”. Porozmawiajmy o seksie na co dzień. Z grubsza jest kilka podstawowych „opcji”.
- tinderowa karuzela,
- urok nowości,
- seks za swipe w prawo (…i trochę zdań pisanych równolegle z kilkoma innymi osobami, z całowaniem na pierwszej randce i seksem na drugiej),
- dłuższy romans pachnący łatwością braku zobowiązań i wzajemną chemią – taki techniczny romans ludzi wrażliwych,
- no i stała relacja.
Albo w pierwszej fazie kaskady hormonów, gdzie każdy pocałunek zabiera się do innego świata albo w dalszych etapach gdzie niezauważalnie wplata się codzienność: rachunki, niedomyte garnki w zlewie, skarpetki na podłodze, te same ciała od paru lat, fantazjowanie o innych ludziach, gdzie zamiast aromatu kadzideł unosi się dym spowszednienia.
Niektórzy z nas mają miks powyższych historii równocześnie. Względnie będąc w jednej z opcji marzą o drugiej. Skakanie z kwiatka na kwiatek czy romans bez zobowiązań to może być przepis na bardzo dobry seks.
Gdy tylko opada poziom wzajemnej ekscytacji wskakujemy w kolejną historię z dużym ładunkiem nowości. Taki rodzaj namiętności rzeczywiście podkręca. Jak kawa czy kokaina. Jest też łatwiejszy niż…
… bliskość.
Bliskość, która wymaga zaangażowania, akceptacji, zgody na plusy i minusy, budowania jej latami przechodząc wspólnie zarówno uniesienia jak i zakręty w relacji.
Taka bliskość i intymność odwdzięcza się pogłębionym wymiarem wzajemnego pożądania. Zawiera zarówno tę chemię ciał jak i płomień połączenia. To jest dopiero afrodyzjak.
A Wy jak macie?