Brałem wczoraj udział w „Warsztatach umierania” u @katarzynaboni
Choć temat mi znany – robiłem wielokrotnie na odosobnieniach medytacyjnych medytację „maransati” (medytację śmierci), znajdziecie ją zresztą w Intu w kursie Zdrowy Dystans – to warsztat w bardzo ciekawy sposób przypomina o tym co ważne.
Na przykład o tym, że zażarta dyskusja na fejsie o polityce, reklamacja butów, zepsute auto czy nawet przejściowe problemy finansowe to, tak naprawdę, pozbawione większego znaczenia zjawiska w naszym życiu, względem tego co rzeczywiście jest dla nas istotne, a jednocześnie na co dzień potrafimy te nieszczególnie ważne rzeczy zasilać większą energią, poświęcać im więcej uwagi, niż tym istotnym.
Czy ma to sens?
Przypomina, że strata wszystkiego, wcześniej czy później, jest nieuchronna i…to w zasadzie zjawisko zabarwione optymistycznie: zachęcające do cieszenia się tym co jest póki jest – od oddechu, przez zdrowie i rodzinę po sam fakt istnienia.
Przecież równie dobrze mogłoby nas w ogóle nie być.
Jak często cieszysz się, że jesteś?
Kiedyś zacząłem zadawać sobie pytanie: czym bym się przejmował na 3 minuty przed śmiercią?
Wyszło mi, że niczym.
Jaki cel zatem, aż tak bardzo napinać się czymś teraz?
Oczywiście, życie jest różne, to masala napięć i odpuszczeń, smutku i radości, śmiechu i łez. Nie ma co udawać, że spłynęło na nas oświecenie.
Jednocześnie warto pamiętać: jesteśmy tutaj na chwilę.