Mój Tata zginął tragicznie gdy miałem niespełna 12 lat. Pamiętam go oczywiście, ale z perspektywy właśnie max 12 latka. Nie mam pojęcia jakbym patrzył na niego dzisiaj, jako dorosły mężczyzna.
Postanowiłem przeprowadzić śledztwo i rozpytać o niego ludzi, którzy go znali. Czego chciał, jakie miał porażki a jakie sukcesy, jaki był w obyciu, dowiedzieć się o słabe i mocne strony.
Chciałem uchwycić jego obraz klarowniej. Wydawało mi się to ważne. W końcu to mój Tata.
I wiecie co?
To był zwyczajny gość. Oczywiście miał super poczucie humoru i „nieprawdopodobny bajer na kobiety”, miał jeszcze kilka sznytów osobowościowych, które były ujmujące i rzeczywiście rzadkie, ale niezwyczajny był tylko w moich oczach, oczach dziecka. A tak, pośród innych, był zwyczajnym człowiekiem.
Jak my wszyscy.
Szczególne było łączące nas uczucie, nie on sam. Nadążacie? Lubimy uwyjątkowiać siebie, ludzi bliskich i nasze życia. To naturalne i na swój sposób słodkie. Nawet czasami potrzebne. Jednocześnie czy jest sens zakrzywiać sobie obraz napinką wyjątkowości? Unikać zwyczajności?
Zapominać, że to jacy jesteśmy jest mniej ważne niż to że w ogóle jesteśmy?