Powszechnie znany jest dylemat „mieć ciastko i zjeść ciastko”. Powszechnie wiadomo, że chodzi w nim o niemożliwość zarówno wyboru bez konsekwencji, jak i przyjęcia samych pożądanych rezultatów tego wyboru.
I z tym, lepiej lub gorzej, większość z nas próbuje się układać.
A co powiecie na to, że czasem będzie „nie mieć ciastka i nie zjeść ciastka”? Że pewne marzenia pozostaną niespełnione, że nie da się cofnąć czasu, że będą tylko wybory między złym i gorszym. Więcej: nasze potrzeby, tak romantyzowane ostatnimi czasy, służą po prostu do sprawnego nawigowania w nas samych, ale nie obligują ani życia jako takiego, ani innych ludzi, ani nawet nas samych do ich spełniania (wszystkich).
Część potrzeb pozostanie pulsującym wołaniem bez odpowiedzi.
Disneyland przynosi zarobki właśnie dlatego, że jest tak różny od życia. Klienci dopłacają do różnicy między bajką a rzeczywistością. Morfeusz, mówiący do Neo w „Matrixie”: „Welcome to the real world”, być może wykuł większą symbolikę, niż sam przypuszczał.
Do znudzenia powtarzam, że nie promuję pozytywnego myślenia i taniej wdzięczności. Przyjąć pełen pakiet, zarówno z ciastkami niespodziankami, jak i ciastkami do wyboru – czy mieć, czy zjeść – jak i braku określonych ciastek, nauczyć się jedne wypiekać samemu, inne kupić, dać się poczęstować, częstować innych i zachować zgodę, że z wieloma przyjdzie nam się obejść ze smakiem.