Gdyby tak zredukować nasze motywacje do surowego minimum, powodują nami awersje i upodobania: dążymy do tego co jest dla nas przyjemne jednocześnie starając się unikać tego co przyjemne dla nas nie jest.
Cóż innego jest źródłem naszych dysfunkcyjności jeśli nie chęć zabezpieczenia się przed ponownym przykrym doznaniem?
- Nadmierna kontrola próbuje redukować lęk,
- Odcięta wrażliwość pozwala wierzyć, że nie zabolą potencjalne odrzucenia,
- Arogancja nie konfrontuje nas z niską samooceną
Z drugiej strony monety powoduje nami poszukiwanie przyjemności. Dobre relacje, godne pieniądze, romanse czy nawet medytacja – wszystkie dają nam obietnicę przyjemności. Jedne z nich zwodzą nas na manowce dając tylko przyjemnostki płynące z bieżących nastrojów, inne przynoszą trwałe przyjemności jak na przykład dojrzała bliskość.
Kondycja człowieczeństwa to ucieczka i pogoń jednocześnie. W najlepszym przypadku taniec oswojonych przeciwności. W najgorszym… jest to dychotomiczne rozdarcie.
Nie bez kozery użyłem określenia „druga strona monety”. Czasem na warsztatach kładę monetę na środku i proszę któregoś z uczestników żeby podniósł sam awers – bez rewersu. A przecież są tylko dwie możliwości: albo podnosimy całą monetę, albo w ogóle.
Kiedy pojmie się tę pozorną oczywistość, kiedy w przebłysku przytomności dociera do nas fakt, że
- doba to dzień i noc, oddech to wdech i wydech, każdy wybór to plusy i minusy,
- że w życiu nie da się ominąć bólu, tęsknoty, smutku, straty i innych nieprzyjemności,
- że po nich wrócą preferowane odczucia,
Ta oczywista mądrość osadza się w nas nie tylko jako chwilowa intelektualna podnieta, a jako odpuszczające pogodzenie się z życiem, to wtedy owe życie staje się lżejsze, mniej w nim jest amplitud, a więcej flow. Ustaje szarpanina a zaczyna zaangażowanie.
Surfer płynąc na fali nie walczy z nią – ale też nie leży bezwolnie jak manekin. Aktywnie i z pełnym zaangażowanie współpracuje z falą, która i tak jest jaka jest. I ma większe możliwości od sufrera. Mając tego świadomość dalej płyniemy od przyjemnego do nieprzyjemnego, to nie to, że jesteśmy zastygli w apatii, wręcz przeciwnie – mamy więcej zgody na pojawiające się doznania, emocje wszelkiej proweniencji, trudniejsze i łatwiejsze sytuacje, ale wiedząc już, że albo cała moneta albo w ogóle – nie kieruje to naszym życiem.
Przyjmujemy co przychodzi, puszczamy co odchodzi.
Jak podczas obserwacji oddechu w medytacji – wpływającego i wypływającego. Tyle mądrości w tym banalnym, fizjologicznym zjawisku. Wolność to akceptacja znośnej ciężkości bytu. I zgoda na to, że owa zgoda raz nam wychodzi lepiej, a raz gorzej.