Uzależnienie od terapii? Ze wszystkim można przesadzić. Drugą stroną bezrefleksyjnego medalu jest nałóg „przepracowywania” nieomal każdej przykrej sytuacji czy odczucia.
Nie dość, że mielimy na psychoterapii tych „biednych” rodziców i nasze relacje z nimi, a więź z terapeutą staje się naszym centrum wszechświata, to do tego dochodzi bieżąca kwestia:
co powiedział szef; moja żona w codziennej rozmowie nie mówi mi komplementów; nie jestem tak śmieszny, jak bym chciał; wydaję więcej pieniędzy na zakupy; nie umówiłam się z mężem, nasz kontakt jest coraz gorszy…
Gotowi jesteśmy poddawać terapii najdrobniejsze niewygody wewnętrzne, licząc że specjalista coś na nie zaradzi. Nie ujmując niczyim problemom ani nie umniejszając uczuć, możemy śmiało przyznać, że zdarza się nam zapominać, że nie wszystko, co nas spotyka, to lekcje do przepracowania czy przejawy dysfunkcji, a po prostu życie.
A i 10 lat najlepszej psychoterapii nie zmieni jego istoty. Nie wszystko musi być przepracowane, nie wszystko musi być zaakceptowane, nie każde zjawisko ma sens, nie każda emocja to cenny drogowskaz, nie da się zrozumieć wszystkiego.
A nade wszystko, rzeczywistość nie będzie się dostosowywać pod nasze dyktando, tylko dlatego, że pracujemy nad sobą.
Owszem, nastawienie ma znaczenie, ale poczucie, że terapia własna ujarzmi nurt życia, to egocentryczne bajania.
Rozpoznaj, co się nadaje do wewnętrznej pracy, a resztę przyjmij i idź dalej. No, w sumie to rób, jak uważasz, ale życie dalej pójdzie tak czy siak.