Często jak doświadczamy czegoś trudnego, jakiejś formy straty, dajmy na to:
- kontuzja kolana odbiera nam możliwość grania w ukochanego tenisa,
- odchodzi od nas osoba, którą wciąż kochamy,
- towarzyszy nam dokuczliwy ubytek zdrowia na przykład nieustannie piszczy nam w uszach
to mamy takie poczucie, że nic co stosujemy, żeby poprawić sobie obniżone samopoczucie wynikłe z tych okoliczności, nie działa.
Terapia coś tam niby działa, ale nie do końca. Czytamy mądre książki o odpuszczaniu – moglibyśmy podpisać się pod nieomal każdym zdaniem, ale nic z tego nie wynika. Jak się czuliśmy tak się czujemy.
Wreszcie stosujemy medytację. Codziennie, regularnie. I też niewiele pomaga. Wcześniej działała, tyle dobra dzięki niej, a teraz nic, milczą efekty jak zaklęte, niepomne naszych intencji i starań.
Ależ mocne jest to czego doświadczam – myślimy – Skoro nic nie działa to znaczy, że orze mnie ta okoliczność/strata po całości
Ale to nie do końca tak jest. Jeśli wydarza nam się coś obiektywnie przykrego w życiu to, nie oszukujmy się, że jesteśmy oświeceni i całkowicie wolni od wpływu okoliczności na nasze życie (choć wiadomo – ostatecznie to co doświadczamy to nasza reakcja, nie samo wydarzenie) i to rzeczywiście wywołuje dyskomfort.
Natomiast to co czyni tę sytuację podwójnie nieznośną jest opór na nią. Opór męczy. Opór zasila błędne koło. Bodziec – reakcja (niepożądana). Co jest źródłem oporu z perspektywy medytacyjnej?
Opór to chęć wyrwania się z doświadczania chwili obecnej, doświadczania tego co i tak jest. Opór to druga strona akceptacyjnego medalu. I wtedy stosowanie medytacji jako redukcji przykrych doznań, jako chęci wyrwania umysłu z bieżącego doświadczenia jest podejściem, delikatnie mówiąc, nie medytacyjnym.
Dlatego nie działa. Medytacja to umiejętność pobycia z tym co jest. Aktualizacja wewnętrznego systemu operacyjnego. I nie chodzi o upajanie się cierpieniem, apatię czy brak sprawczości.
Chodzi o aktywną zgodę na przyjęcie tego co nieuniknione, tego co właśnie się już dzieje. O obecność. I to w tej zgodzie, nie w technikach redukujących niepokój czy ból, kryje się ulga, ten słynny medytacyjny spokój. Ot, paradoks – wolność kryje się w przyjęciu tego, przed czym wolelibyśmy uciec.