Jestem naturalnie zaciekawiony otaczającym mnie światem, dużo czytam, szukam, sprawdzam. Jednak są pewne obszary w których celowo unikam informacji. Na przykład wiedza o ptakach.
Bo zobaczcie: uwielbiam ich słuchać, kocham ptasie trele, nawet te nie ciche. Zamykam oczy i zatapiam się w nieskończonej ptasiej kreacji. I gdybym umiał rozróżniać, który ptak teraz śpiewa, dlaczego i jak, pod powiekami wyświetlały by mi się informacje na ich temat, porządkował bym fakty, płynął z impulsami ciekawości.
Nici z zatopienia w śpiewie. Z obecności.
Tak samo z wiedzą o drzewach, których szelest i widok to jedne z najdroższych mi zjawisk. Nie znam się na drzewach. I dobrze mi z tym. Po co o tym piszę? Ponieważ w moim życiu pojawiła się terapia.
Ostatnio wróciłem na terapię indywidualną. W czasie spotkań złapałem się na tym, że nazywam i porządkuję zjawiska jakie we mnie zachodzą: a czy to wyparcie? czy już dokonało się przeniesienie? czy to moja elastyczność psychologiczna czy jeszcze unikanie doświadczenia?
Wiedza o mechanizmach ludzkiej psychiki – na co dzień przydatna – momentami staje się zasłoną przed doświadczaniem tego co kluczowe: własnych uczuć, własnej prawdziwości. Bo informacja to nie jest mądrość.
Informacja to informacja.
Mądrość to pobycie z tym co jest, a nie zestaw informacji na temat tego co jest. Pamiętacie co Mistrz Yoda powiedział po przegranym pojedynku z Imperatorem, kiedy się zorientował, że przegapił potężnego Sitha w swoim otoczeniu?