Duchowość bez oświecenia. Jak to dla Ciebie brzmi?
Lubię myśleć, że ono gdzieś tam jest, zapewne Budda się nie mylił. Przedziwnym jednak trafem jakoś nigdzie nie ma tych oświeconych, a jak się trafiają uznawani za takich, to żaden z ich uczniów, nawet tych wieloletnich, oświecenia nie dostępuje.
- duchowość
- miłość
- radość
- lekkość
- uważność
- odpowiedzialność
- autentyczny uśmiech
To konieczny dla spokojnego, satysfakcjonującego życia wymiar, coraz zresztą częściej wymieniany jako swojego rodzaju dalszy krok po skorzystaniu z narzędzi dostępnych we współczesnej psychologii, która dysponuje ogromną wiedzą organizującą dobrostan psychiczny.
Jednocześnie te pogłębione jakości duchowe warto osadzić w codziennym życiu. Nazywam to duchowością poniedziałkową.
Z mojej perspektywy wypatrywanie w przyszłości „ostatecznego zerwania z iluzoryczną zasłoną rzeczywistości” czy „nieprzemijającej świadomości jedności”, czy jakkolwiek wyobrażamy sobie oświecenie, może powodować oddalenie od rzeczywistości taką jaka jest w danym, jedynym istniejącym, momencie.
Może też powodować, i często powoduje, miks odcinania się od siebie i odlotu charakteryzujący się niemal nieustającym rozprawianiem o energiach i karmie, tłumaczeniem sobie świata tylko przez pryzmat „wiedzy duchowej” z pominięciem całego spektrum światowej wiedzy jak nauka, ekonomia czy medycyna oraz ignorowaniem własnych podstawowych potrzeb i towarzyszących temu racjonalizacji: „nie potrzebuję pieniędzy, bo zawierzyłem się bezwarunkowej miłości”
Co więcej: wizja oświecenia, totalnego roztopienia ego i wejrzenia za zasłonę rzeczywistości, tłumaczące nieustające próby dotarcia do tego stanu poprzez pracę nad sobą, mogą w praktyce korelować z różnego rodzaju dysfunkcjami emocjonalnymi.
Podaję przykład. W karma jodze promuje się sevę, czyli pracę na rzecz innych bez oczekiwania nagrody. Słowo seva można tłumaczyć jako „być jak Bóg”, który po prostu daje nam wszystko bez oczekiwania niczego w zamian. O ile sama idea pracy na rzecz innych i porzucenia oczekiwania na rezultat może być uzdrawiająca na wielu etapach budowania dobrostanu psychicznego, o tyle może też sprowadzić się do roli szlachetnej wymówki przed wzięciem odpowiedzialności za siebie i utrwalania nie umiejętności zdrowego zadbania o siebie.
Dla przykładu osoby DDA/DDD, z tak zwaną rolą „bohatera”, mogą latami tkwić w sevie w poczuciu duchowej drogi w gruncie rzeczy realizując swoją strategię nie radzenia sobie.
Lub osoby dla których jedyną liczącą się rzeczywistością są błogostany odczuwalne podczas spotkań z mistrzem duchowym, medytacyjnych odosobnień czy ayahuascowych wojaży. Nie można w kółko przeżywać orgazmu…Błogie stany umysłu z kursów ciszy, czy inne spontaniczne wglądy w świadomość, z reguły są wspaniałymi i bardzo wartościowymi doświadczeniami otwierającymi, ale nie chodzi o to żeby tkwić w błogostanie 24 godziny na dobę…
A nawet jeśli rzeczywiście o to chodzi, żeby uwolnić umysł od zbędnych wrażeń i reakcji i zagłębić się w oświeceniu, to nie osiągnie się tego tylko przez samą negację, wycofywanie z otaczającej codzienności, poprzez lawirowanie między tym co uznajemy za przyjemne – medytacja – a nieprzyjemne – poniedziałkowy budzik rano…
Prawdziwość jest piękna. Codzienność jest piękna. Ale piękno nie wymaga immanentnej ekstazy.
Jeśli oświecenie istnieje też chciałbym go doświadczyć.
Clou polega na tym, żeby z oświecenia nie zrobić szlachetnej wymówki dla zwykłej nieumiejętności autentycznego cieszenia się tym co jest nam dane. Coś mi mówi, że osiągnięcie oświecenia wiedzie przez zgodę na to co jest, a nie napięcie poszukiwań.
Jeżeli kiedyś doświadczę oświecenia to powiem więcej na ten temat. Na razie kończę ten wpis i idę cieszyć się obiadem.
(Fragment książki „Polubić poniedziałki” Michała Niewęgłowskiego)