Od zawsze powtarzam, że mimo wewnętrznej pogody ducha, nie promuję pozytywnego myślenia.
Ciągłe dopatrywanie się pozytywów w otaczającej nas rzeczywistości czy nas samych może wydawać się postawą wspierającą, choć tak naprawdę niesie ze sobą wiele zagrożeń. Jednym z nich jest niewidzenie rzeczywistości w jej pełnym wymiarze, poprzez zaprzeczanie lub unikanie sytuacji, które definiujemy jako przykre.
Możemy wpaść w duchowy odlot, żyjąc w wykastrowanej z wyzwań, przeżywania strat, niekomfortowych emocji, i podejmowania trudnych decyzji rzeczywistości postrzegając to jako formę wewnętrznego samorozwoju, słynnego „podniesienia wibracji”.
Wreszcie w jaki sposób przyjrzymy się szczerze samym sobie nie dostrzegając tego co jest w nas, jak mawia terapeuta Tomasz Kot
„tak pięknie po ludzku szujowate”?
W jaki sposób zdrowo przeżyjesz śmierć kogoś bliskiego lub żałobę po ważnej relacji mącąc sobie jej wymiar podsycanymi na siłę pozytywami?
Efekt Pollyanny polegający na ciągłym dopatrywaniu się pozytywów, to z pewnością jeden z przyjemniejszych błędów poznawczych co nie zmienia faktu, że odcina nas od pewnego obszaru nas samych, a tym samym od życia w jego kompletnej postaci.
Pisaliśmy już o tym parę razy, ale ciągle warto przypominać o pułapce toksycznej pozytywności i tanich obietnic.